Kot

Komedia w trzech aktach

Akcja dzieje się w XXI wieku na rynku.

OSOBY:
Prezenter- dziennikarz, ma na sobie czarny kapelusz z piór i czarną kamizelkę, gestykuluje.
Pan Roman- samotnik

PROLOG
Dawno, dawno temu żył sobie …oj, przepraszam! Ktoś mi źle napisał! A więc przepraszam Państwa za to nieporozumienie. No cóż. Zacznę w takim razie od nowa. Nie tak dawno temu żyje sobie do dziś wdowiec i samotnik, pan Roman, którego historia zostanie przedstawiona na tej scenie. Serdecznie zapraszam na to widowisko ( Prezenter nisko się kłania i znika ze sceny, kurtyna jest jeszcze opuszczona, chowa się za nią).

AKT I

Scena 1
( kurtyna idzie w górę) Stoi na rynku Prezenter i bacznie się rozgląda. Nagle wbiega na scenę pan Roman)

PREZENTER
Panie Romanie! Kupę lat pana nie widziałem! Opowiadaj pan, co tam słychać!

PAN ROMAN
( naburmuszonym głosem)
Kłopot mam. Okropny, z którym nie wiem, jak sobie poradzić.

PREZENTER
(wesoło)
A jakiż to kłopot, który pana mądrą głowę zaprząta?

PAN ROMAN
A taki, że zmuszono mnie do zaopiekowania się kotem sąsiadów. Wyobraża pan to sobie? Ja, taki samotnik od wielu już lat, mam się zaopiekować kotem? Ja nie wiem, czy sobie poradzę.

PREZENTER
( klepiąc go przyjaźnie po plecach)
Oj, na pewno! Będę trzymać za pana kciuki! A tak z ciekawości spytam- na ile wyjeżdżają i gdzie?

PAN ROMAN
( unosząc się)
Na ile wyjeżdżają? Na tydzień! A gdzie? Co to ja jestem biuro podróży, żeby wiedzieć, gdzie wyjeżdżają? Za kogo pan mnie ma?!

PREZENTER
Już, już… spokojnie… równy oddech…

PREZENTER
Widzi Pan, jakie to łatwe?

PAN ROMAN
Szczekowscy, ci moi sąsiedzi, przemocą wcisnęli mi kota do opieki. Pozwoli pan, że opowiem, jak to było.

PREZENTER
(zerka na zegarek)
Oczywiście. Mam dużo czasu. Chętnie posłucham.

PAN ROMAN
(opowiadając, używa trzech głosów: dwóch męskich i jednego kobiecego)

W pewną niedzielę, po kościele, zapytali mnie, czy bym ich nie zaprosił na małą filiżankę kawy. A ja, co miałem do stracenia? I tak rzadko kiedy wychodzę z domu. A więc się przyda trochę wiedzy na temat tego, co się dzieje w szerokim świecie. Więc powiedziałem, że oczywiście, mogą do mnie wpaść. Usiedliśmy razem przy stole, nalałem kawę do filiżanek. Nie od razu wyszedł temat kota, oczywiście. Ale dopiero po dłuższym czasie. Zaczął sąsiad, niepewnie, jak mi się wydawało, a mi się z reguły dobrze wydaje.

Panie Romanie – powiedział do mnie – Bylibyśmy wdzięczni za drobną przysługę.
Jaką przysługę sąsiad ma na myśli? – zapytałem, jeszcze nieświadomy tego, o co poprosi.
Przysługa ta – powiedział sąsiad wolno i, jak mi się wydawało, leciutko się jąkając – dotyczy naszego kota Lucjana.
Mów sąsiad szybciej, z łaski swojej, bo już ta gadanina zaczyna mnie nużyć…
Dobrze, będę mówić szybciej. Chodzi nam tylko o to, żebyś się pan zaopiekował Lucjanem.

Wstałem wtedy z powagą i ryknąłem:
Co?! Ja mam się zaopiekować waszym zapchlonym zwierzakiem?! Nie macie bliższej rodziny?!
A tak się składa, że nie… powiedział spokojnie sąsiad. – Nasza rodzina jest bardzo daleko stąd. A widzi pan… Lucjan nie lubi długich podróży…
A co mnie to obchodzi, czy wasz Lucjan lubi czy nie lubi długich podróży?! Mam to w nosie! Nie, nie! Absolutnie waszym kotem się nie zaopiekuję! Koniec dyskusji!

( wypowiadając to, stał i krzyczał, wyprowadzony z równowagi)
Wtedy właśnie zaczęło się najgorsze. Stara, chorowita sąsiadka rozpłakała się i zaczęła swój wywód:
Pan na pewno polubi Lucjanka… Zobaczy pan, jaki to miły i serdeczny kot. A poza tym ja błagam pana…- zaczęła pochlipywać- Lucjanek na pewno nie sprawi panu kłopotu. Umie się nawet załatwiać do kibelka. Więc co panu szkodzi zaopiekować się drogim Lucjankiem?
Uklęknęła przede mną i zaczęła mnie błagać i prosić… że nie sposób było, proszę pana, nie ulec i się nie zgodzić…

PREZENTER
Jeżeli takim sposobem został pan przekonany do zabrania kota, to rzeczywiście nie sposób się nie zaopiekować, a co dopiero odmówić..

PAN ROMAN
No właśnie ….( przygnębionym tonem, głowa opadła mu na piersi).

PREZENTER
Ojej… już tak późno… Rynek całkiem opustoszał…Do zobaczenia jutro, panie Romanie…

PAN ROMAN
(przygnębionym głosem)
Do zobaczenia…

( rozchodzą się każdy w swoją stronę)

AKT II
Scena 1
( Kolejny dzień, prezenter już stoi na rynku ).

PREZENTER
(krzyczy donośnie i wesoło)
Panie Romanie! Co się panu stało, że pan ledwo powłóczy nogami? Głowa leci na pierś, oczy się same zamykają… Co się stało, Panie Romanie?

PAN ROMAN
( ziewając)
A niech to! „Grzeczny Lucjanek”… niech Pan tylko posłucha… ( mówi z trudem i zmęczonym głosem) Wczoraj wieczorem przywieźli mi go i zaraz potem ruszyli w dalszą podróż. A ten zapchlony kocur od siedmiu boleści miauczał całą noc przed drzwiami, aż w końcu się wkurzyłem i wepchnąłem kocura do komórki pod schodami. Okazało się, że to był błąd. Po chwili kot nie dość, że miauczał, to jeszcze drapał pazurami o drzwi komórki. Nie mogłem zasnąć. Całą noc rzucałem się na łóżku, nawet przykryłem sobie twarz poduszką. Na nic się to jednak nie zdało, bo nadal słyszałem miauczenie i drapanie o drzwi. Nawet, kiedy już byłem naprawdę zdesperowany i włożyłem zatyczki do uszu, to proszę sobie wyobrazić, że nadal słyszałem miauczenie i nieprzyjemne drapanie o drzwi.

PREZENTER
( współczującym tonem)
Oj…to rzeczywiście ma pan duże przeboje z tym kotem… Współczuję Panu…

PAN ROMAN
Oj, mam przeboje… a co gorsze, to nie jest koniec… Może mi Pan wierzyć… Nu pagadi!!! Ja mu jeszcze pokażę! ( wygraża pięścią). A teraz przepraszam, idę szykować zemstę.

Scena 2

PREZENTER
Panie Romanie! Jak Pan wygląda! Cała pana twarz jest podrapana! I to chyba świeża sprawa, co? Niech Pan mówi lepiej szybko, co się tym razem stało!

PAN ROMAN
Co się stało?! Było mi zimno w stopy. A ktoś mi powiedział, że kot jest bardzo dobrym grzejnikiem. Więc spróbowałem i teraz mogę na głos powiedzieć, że ten pomysł to bzdura. Mam nadzieję, że ten, kto mi go sprzedał, chodzi teraz po rozżarzonych węglach ( zwraca się do widowni):

-Nie próbujcie ogrzewać sobie stóp kotem, bo naprawdę boleśnie się to kończy…chyba że wasz kot ma usunięte pazury albo jest bardzo dobrym kotem, który nie sprawia większego kłopotu. W co naprawdę wątpię.

PREZENTER
Ale na pewno Lucjan ma też jakąś pozytywną cechę..

PAN ROMAN
( mruczy tajemniczo)
Hmmm… Niech się zastanowię… Może i ma jedną pozytywną cechę…

PREZENTER
(zaintrygowany)
Jaka to cecha?

PAN ROMAN
Mogę krzyczeć na niego jak na moją świętej pamięci małżonkę, a on, tak jak ona, prycha na mnie i odchodzi bez słowa dumnie, z podniesionym ogonem. Żona, gdyby go miała, no ten ogon, też by podniosła.

PREZENTER
A widzi Pan! Jednak ten kot nie jest pozbawiony zalet…

PAN ROMAN
( oburzony)
Ohoho… wielka mi jedna zaleta… Na tyle, co on ma wad… Więcej z panem na ten temat nie rozmawiam… Bo pan zawsze broni kota, a nie mnie. Kim pan jest, miłośnikiem zwierząt?
( odchodzi dumnie)

PREZENTER
( do siebie)
Oj… ten pan Roman zawsze znajduje negatywne strony, cokolwiek by się nie wydarzyło…

( do publiczności)
-I jak się zakończy ta historia? Chyba nikt nie może tego wiedzieć, skoro nawet ja nie jestem w stanie wszystkiego przewidzieć.

AKT III

Scena 1

PREZENTER
( następnego dnia)

Panie Romanie! Co pan dzisiaj taki oburzony?

PAN ROMAN
Bo ten śmierdziuch znaczy teren w moim własnym domu i obsikuje mi wszystko! Nawet buty! Może pan powąchać, pewnie obsikał ją w nocy! ( wystawia rękaw koszuli do powąchania)
I co?

PREZENTER
Rzeczywiście, jak nic pachnie moczem kota…

PAN ROMAN
A widzi pan… całe szczęście, że to już piątek…

PREZENTER
Ano rzeczywiście, piątek! Kiedy ten czas tak szybko zleciał!

PAN ROMAN
Komu szybko, temu szybko… a komu wolno, temu wolno. Idę jeszcze powydzierać się ostatni dzień na tego kota. To jedyny pożytek z niego.

Scena 2
(niedziela rano)

PPREZENTER
Panie Romanie! Cóż się znowu stało? Jak widzę znowu cała twarz podrapana… Co prawda mniej niż poprzednio, ale jednak… Czy mam rozumieć, że pan tego kota wcale nie oddał?

PAN ROMAN
Nie, nie… kota oddałem… o co mnie pan posądza.. tylko widzi pan… bez krzyku na tego kota zrobiło się jakoś cicho w domu… Więc szybko w sobotę w południe pojechałem i kupiłem innego .

PREZENTER
To jeszcze mogę zrozumieć… ale czemu ma pan ślady pazurów na twarzy?

PAN ROMAN’
A to proste wytłumaczenie… chciałem zobaczyć, czy inny kot też tak samo zareaguje na grzanie moich stóp… No i widzi pan… Jednak one tego nie lubią. Na szczęście wziąłem kotkę, więc nie będzie znaczyła terenu.

PREZENTER
Czy mam przez to rozumieć, że pan polubił wreszcie koty?

PAN ROMAN
Cóż znowu! Kotów i tak nie lubię. Kupiłem ją sobie, żeby mieć się na kogo powydzierać. Zastępuje mi żonę, której bardzo mi brak. A teraz żegnam. Do ponownego zobaczenia!

( odchodzi pogwizdując)

PREZENTER
Kto by się spodziewał, że koniec będzie taki zaskakujący i niespodziewany… A teraz już żegnam Państwa.

(prezenter kłania się i znika. Kurtyna opada)

Dodaj komentarz