Tanzania 5 dzień

Za mną nieprzespana noc. Obudziłam się po 4:00 rano i nie mogłam już zasnąć. Około 6:00 usłyszałam odjeżdżający samochód. O 7:00, jak zwykle, poszłyśmy do kościoła. Mszę prowadził ksiądz Adrian. W przeciwieństwie do mszy odprawianej przez księdza Kazimierza ta była krótka, bez kazania i bez litanii. Stefana i Marii nie było. W planach mieli pojechać do Dodomy z księdzem Kazimierzem, który miał zabrać ze sobą kilkoro dzieci z chóru, żeby złożyć papiery na paszport w celu wyjazdu do Polski. Celem Stefana natomiast było udanie się do Urzędu Stanu Cywilnego, żeby uzyskać informacje na temat wymaganych dokumentów.

Czekał nas spokojny dzień, bez żadnych szczególnych planów. Prawie wszystkie nasze rozmowy kręciły się wokół Marii i Stefana. Co będzie dalej? Wypiłyśmy kawę. Poszłam do Godiego dać mu mój obiektyw manualny (specjalista od informatyki i spraw technicznych w parafii). Miał zajmować się fotografowaniem na ślubie.

Potem wybrałyśmy się na spacer po okolicy. Znalazłyśmy się na pastwiskach, gdzie wypasane są stada kóz i krów. Trawka tam była niziuteńka, po prawej i po lewej stronie znajdowały się pola kukurydzy i słoneczników zabezpieczone gałęziami (prowizoryczne ogrodzenia), żeby zwierzęta nie narobiły szkody. Pastwiska były na wzniesieniu, więc można było wzrokiem ogarnąć całą sawannę. W oddali rozciągały się pojedyncze wzgórza. Oczywiście napotkałyśmy pasterzy: jeden samotny bez zwierząt, drugi ze stadem kóz, a trzeci ze stadem krów. Stoi pasterz zadziwiony i uśmiechnięty, kiedy witamy go po masajsku “Papa supai” (dostałyśmy lekcję najważniejszych zwrotów od Rebeki). On odpowiada “Upa” i od razu próbuje nawiązać kontakt i z nami porozmawiać. Niestety, nasza znajomość masajskiego na tym się kończy. Więc zachowując twarz, mówimy jeszcze do widzenia po masajsku “Sere”, machamy sobie nawzajem na pożegnanie.

Nie wiem, czy ktoś z tego coś zrozumie, trochę zużyta kartka, ale to jest moja notatka z pierwszej lekcji masajskiego (STEFAN: wymieszanego z suahili).

W międzyczasie dotarła do nas wiadomość, że Maria maluje w Dodomie paznokcie. Zaskakująca informacja! Może ślub jednak będzie???

Kiedy wróciłyśmy, napisałam do Ester, żeby przyszła z Rebeką, zagrać z nami w jakąś grę, ponieważ wczoraj się na to umawiałyśmy. Nie czekałyśmy długo. Przyszła Ester, Rebeka i Pabaalo (najstarsza siostra Marii). Ciekawostką jest to, że żadna z sióstr nie wie, w jakim wieku jest ich najstarsza siostra. Miło spędziłyśmy razem czas, pijąc wodę i grając w “Ciapki”. Raz na jakiś czas ktoś wpadał zobaczyć, co robimy.

A to Masajka prowadząca chór, innym razem siostra Marii od innej matki Magdalena. Jest prawie identyczna jak Maria, z tego wynika, że obie są bardzo podobne do swojego ojca. W pierwszym momencie, myślałam, że to Maria i chciałam zapytać, na jaki kolor pomalowała sobie paznokcie w stolicy. Dwie inne rodzone siostry Marii, które też wyglądają jak bliźniaczki to Pabaalo i Mahoo (STEFAN: tylko jedna jest wysoka, a druga niska 😀 ). Młodsza siostra Marii, Hawa, jest do niej podobna, ale już nie tak bardzo, jak Magdalena. Starsza siostra Marii, Rebeka, jest bardziej wymieszana genetycznie. Jednej siostry Marii o imieniu Somoine nie poznaliśmy jeszcze, bo mieszka daleko, inna siostra Marii nie żyje (STEFAN: Eliza). Najmłodsza siostra Marii, Ester, jest od nich wszystkich zupełnie inna. Rebeka śmiała się, gdy Asia zapytała, do kogo Ester jest podobna. Widocznie wszystkie siostry dziwią się, skąd się wzięła taka mała Masajka. Ester jest wzrostem gdzieś pomiędzy mną a Asią. (STEFAN: śmieją się, ale wiedzą, że to po babci, po której ma wzrost i urodę)

Po trzech rozdaniach przerwałyśmy grę, żeby ugotować i zjeść obiad. Z Asią wymyśliłyśmy, że zrobimy pierogi, żeby było trochę inaczej niż codziennie (ryż, ryż, ryż…). Tutaj przelicznik ryżu na obiad to 1 kilogram na 4 osoby. Jeny – gospodyni na parafii – została zwolniona z przygotowywania obiadu w dniu dzisiejszym. Ksiądz Adrian powiedział jej, że my dzisiaj gotujemy. Jeny nie odpoczywała. Wystawiła przed dom olbrzymią balię z wodą i robiła ręczne pranie. Potem umyła wszystkie podłogi. My z Asią zabrałyśmy się tak późno za robienie obiadu, że zjadłyśmy go na kolację. Niestety, Jeny nie wiedziała, że nie musi jej robić, więc przeszkadzałyśmy sobie wzajemnie w kuchni, zabierając jej garnki, zajmując palniki i termos, w którym zawsze wystawia jedzenie (bo do końca nie wiadomo, o której wszyscy zbiorą się do stołu). Z Jeny trudno się dogadać, bo nie mówi po angielsku, a my nie mówimy w suahili. Więc Jeny robiła swoje – gotowała oczywiście ryż dla wszystkich 🙂

Po kolacji przyszły do nas Rebeka i Ester z zamiarem dalszej gry. Przyniosły nam zrobione przez siebie z koralików typowe masajskie bransoletki. W trakcie, kiedy grałyśmy wrócili z Dodomy: ksiądz, Stefan i Maria.

Jednak ślub się odbędzie!!! W Urzędzie Stanu Cywilnego wystarczy przedłożyć dokumenty wystawione przez katolickiego księdza. Zgoda ojca musiała być dołączona do wniosku składanego przez internet w innych sytuacjach, niż ślub w kościele katolickim. Trudno im w tym wszystkim było się połapać. Dobrze, że pojechali do źródła zasięgnąć informacji.

Tej nocy spało się wyśmienicie!