Tanzania dzień 6

Dzisiaj cały dzień spędziliśmy bez Asi, bo ona zaraz po mszy i po śniadaniu wyjechała z dwoma siostrami Marii, Hawą i Ester, do miasteczka Gairo po zakupy na wesele. W pierwszej wersji miała nie jechać, ale ponieważ podjęła się wyzwanie zrobienia tortu weselnego, potrzebowała składników, które były niezbędne do zrobienia kremów. Najpierw myślała, że ponieważ parafia ma własne krowy, nie będzie problemu  z zebraniem śmietany z mleka. Powiedzieliśmy Marii, żeby zatrzymała jak najwięcej mleka dla nas, bo chcemy je włożyć do lodówki, żeby zebrać śmietanę. Niestety, Maria nie zna procesu zbierania śmietany z mleka. Mówiłyśmy, że potrzebujemy wszystko, co zbiorą rano, ale kto zrozumie, że w 1 dzień nie będzie sprzedaży mleka? Kiedy poszliśmy rano po mleko, okazało się, że dla Marii został tylko litr. To mniej niż nic. Asia potrzebowała 10-20 razy więcej. Kiedy zobaczyłyśmy taką ilość, miałyśmy nadzieję, że to już jest zebrana śmietana, bo przecież mleko można sprzedać, tylko będzie odtłuszczone. Płonne nadzieje – to było mleko. Stefan stwierdził, że siostry Marii, nawet jak im się wytłumaczy, nie bardzo będą wiedziały, co kupić, więc najlepiej by było, gdyby Asia pojechała z nimi. Miała szukać budyniu, masła lub śmietany – czegokolwiek, co nadawałoby się na masę do tortu.

Zostaliśmy więc ze Stefanem sami. Spędziliśmy dzień w masajskiej wiosce, bawiąc się z dziećmi. Jak zwykle w odwiedziny do Mahoo przychodziło dużo osób. Przyszła siostra Marii od innej matki, przyszła najstarsza mama, czyli żona Mzee Nyiki, która ma dobry kontakt z Marii rodziną. Wzięłam obiektyw odpowiedni do robienia portretów, więc się za to zabrałam. Najpierw młodzież, która przyszła w odwiedziny, krępowała się, jak robiłam im zdjęcia. Jednak, kiedy dziewczyny (pewnie jakieś kuzynki Marii) zobaczyły, że wychodzą ładne zdjęcia portretowe, zapragnęły mieć portret w biżuterii zrobionej specjalnie dla panny młodej. Zaczęły się przebieranki. Każda z nich ubierała strój panny młodej i pozowała uśmiechając się do obiektywu. W pewnym momencie podniosłam rękę pokazując, żeby się trochę przesunęły. Dwie dziewczyny, które pozowały, uniosły ręce w podobnym geście, jak ja. Pomyślały, że pokazuję im pozę w jakiej mają stać. Cała scenka była komiczna, bo przyszła trzecia dziewczyna, która zrywała boki z koleżanek zamrożonych w komicznej pozycji. Widać było, że pyta czemu tak stoją, ale one nie wiedziały 🙂

Sesja fotograficzna trwałaby dalej, gdyby nie wyczerpała się bateria. Stefan przymierzał swoją ślubną biżuterię, Ja stwierdziłam, że pójdę już do domu. Powiedziałam “Sere” czyli “do widzenia” i zaczęłam oddalać się od domu Mahoo. Powrotna droga na parafię nie była bardzo skomplikowana. Usłyszałam jakieś zawołania w moją stronę. Za chwilę zobaczyłam Mahoo, która podeszła do mnie tak, jakby chciała iść ze mną. Trudna sprawa! Mahoo chciała mnie odprowadzić na parafię, ale ona nie zna angielskiego, ani polskiego, a ja nie znam masajskiego, ani suahili. Chwilę szłyśmy w milczeniu ale Mahoo zaczęła śpiewać jakąś piosenkę po masajsku: alleluja i coś tam jeszcze, więc przyłączyłam się do niej. Zaczęłam powtarzać po niej słowa i melodię i szłyśmy obok siebie razem śpiewając.

Asia miała szybko wrócić z zakupów, bo chciała zrobić próbę upieczenia biszkoptu w kuchence, na której nie było widać, jaka jest temperatura. Myślę, że sama napisze w blogu, co się z nią działo, bo koniec końców wróciła dopiero o godzinie 23:00. Potem mówiła do Stefana, że ją wrobił w ten wyjazd z siostrami Marii do Gairo. (STEFAN: co było po części prawdą 😀 zrywałem boki 😀 )

Relacja Asi:

Z uwagi na inne warunki kuchenne, dzisiejszy dzień miałam na wypróbowanie i testowanie przepisów ( w końcu zobowiązałam się zrobić tort dla przynajmniej 200 weselnych gości). Ponieważ wielu składników nie było (szczególnie na masy), Stefan zaproponował, żebym z Ester i Hawą pojechała na zakupy weselne do Gairo (no wiecie 100kg ryżu, 20 kg cukru, fasoli i takie tam…). Wyjazd o 10:00, policzyłam, że droga nam zajmie 3 godziny w dwie strony + 3 godziny zakupy, wrócimy koło 16, zdążę jeszcze jakiś biszkopt ukręcić, żeby wypróbować piekarnik.
Droga do Gairo jest pełna dziur, wąwozów, zakrętów, ale w końcu dotarliśmy. Najpierw piwo, potem wino (wymyśliłam wytrawne, więc zaliczyliśmy przynajmniej 3 budki z winami). Potem rynek, chodzenie od straganu do straganu, wszędzie pełno ludzi, kury chodzące pod nogami, plastikowe śmieci i dzieci bawiące się na ziemi. Dziewczyny przesypywały rękoma ryż, trudno im się było zdecydować, więc krążyliśmy tak od jednych nagabujących nas straganiarzy do drugich.
„Grube” zakupy były zrobione. W pewnym momencie doszliśmy do kobiety i domyśliłam się, że dostała listę drobnych rzeczy do zorganizowania, my poszliśmy coś zjeść. W sumie zbliżała się godzina 15, nie byłam aż tak głodna, ale dostosowałam się do ogółu ( o naiwna, myslalam juz o powrocie:))
Wyruszylismy w poszukiwaniu knajpki z targowiska, zeby po jakis 15 minutach wrocic z powrotem i zjesc w barze zaraz przy straganach.
Teraz czas na napoje,sporo tego bylo. Mlody Masaj, ktory pojechal z nami zostal z pelnymi skrzynkami przy drodze. Hawa probowala kupic buty u handlujacego ziomka,ale nie bylo jej rozmiaru,wiec zaczelysmy chodzic po wszystkich sklepikach z obuwiem. Okazalo sie,ze ma rozmiar 43 ( damska rozmiarowka konczyła sie na 41). Najwiekszy ubaw z tego wszystkiego miala Ester, ktora jest najmniejsza z sióstr. Zaczelo sie przymierzanie meskich sandalow,ale te z kolei byly za szerokie.W miedzyczasie Ester wybierala buty dla swojej coreczki Amandy. Bez sukcesu wrocilismy do straganiarki, ktora ogarnela wszystkie drobne zamowienia ( byly to 3 lub 4 worki).
W pewnym momencie Ester zlapala mnie za reke , mowiac, ze idziemy na zrobienie wlosow i paznokci. W „zakladzie fryzjerskim ” bylo pare osob,Ester zapewnila, ze to tylko chwila. (Czas w Afryce inaczej plynie 😉 . Po połtorej godzinie , z nudow poszlam szukac pozostalych. Nie bylo ich tam,gdzie sie z nimi widzialam ich ostatnio. W momencie gdy zadzwonilam do Stefana, zeby pomogl mi zlokalizowac Mateo,nasz kierowca zjawil sie przy mnie. Oaza spokoju przy tym wszystkich,dwie godziny w plecy. Hawa zjawila sie po jakims czasie z pieknie wymalowanymi paznokciami i fryzura. Meteo tylko oczami przewracal, patrzac jak Ester dostojnie poddaje sie upiekszajacym zabiegom.
Samochod byl zaladowany workami po same brzegi, trzeba bylo wszystko poprzerzucac( ucierpialy na tym banany i awokado:(
No i nie myslcie, ze pojachalismy juz wtedy prosto do domu. Zajechalismy do innej miejscowości kupic plandeki. Wszyscy rozbiegli sie w swoje strony. Ester zaciagnela mnie do sklepiku w ktorym o dziwo kupilam gorzkie kakao . Gdy juz sprawunki byly ogarniete, trzeba bylo dluzsza chwile czekac na Hawe,ktora wrocila z sandałami w rece( meskie, regulowane paski, rozmiar 44😉
W okolicach godziny 23 bylismy z powrotem w domu z zakupami. Najlepsze jest to, ze oprocz kakao i slodkiego jogurtu nie udalo mi sie nic kupic, z czego moglabym zrobic masę ( masla i tlustej smietany , a tym bardziej mascarpone , w sklepach nie uświadczysz,chociaz Afryka na mleku stoi).
Kolejny dzien uplynal mi na robieniu totru, mialam zrobic niemalze cos z niczego😂😂