Julka

3 styczeń 2014

Tak jak zwykle obudził mnie budzik. I tak jak zwykle walnęłam go, żeby się uciszył, co podziałało. Poleżałam jeszcze kilka minut. Potem ziewnęłam, przeciągnęłam się.
– Śniadanie! – mama krzyknęła.
Odpowiedziałam, ze zaraz będę. Ziewnęłam, wstałam i ubrałam się. Zeszłam na dół. Zjadłam płatki z mlekiem. Było późno. Ubrałam się błyskawicznie, zarzuciłam tornister. Pożegnałam się z mamą, która życzyła mi miłego dnia i w mroźny poranek wyruszyłam do szkoły.
Dotarłam minutę przed dzwonkiem. Oddałam kurtkę szatniarce właśnie w chwili, kiedy zadzwonił dzwonek. Po pierwszej lekcji wychodziłam z sali nie czując się ani odrobinę mądrzejsza. Była ze mną moja najlepsza przyjaciółka Monik. Nie zbyt bystra ani mądra, zupełnie przeciętna. Gadałyśmy o swoich sprawach. Aż tu nagle… Marcin Żwirek zastąpił nam drogę.
Był znienawidzony przez wszystkich uczniów. A czemu, zapytacie. Z tej prostej przyczyny, bo był synem „kochanej przez nas” pani dyrektor. Wszyscy traktowali by go dobrze, gdyby nie ten fakt, że na każdym kroku pokazywał, kto tu rządzi. Chodził jak bufon, do wszystkich odnosił się z wyższością. Był wysoki, ale chudy, można powiedzieć, że mizerny. Wynajął sobie dwóch silnych typków z VI b. Na jego rozkaz robili porządek ze wszystkimi uczniami, którzy kiedykolwiek mu się narazili. A co w zamian dostali, spytacie. Dostali immunitet. Marcin zawsze usprawiedliwiał ich przed swoją mamusią. Baryła, tak na nią mówimy, świata nie widzi poza swoim synusiem i czubkiem własnego nosa.
Nie to jest najgorsze. Dzisiaj rano powiedział mi: „Odprowadzę cię po szkole do domu, dobrze, moja droga Julciu?” Macie pojęcie, co to znaczy? Żwirek, synalek Baryły, zakochał się we mnie. To niedopuszczalne, żeby ten pryszczaty chłopak, ze swoimi wielkimi okularami i krzywym długim nosem myślał, że coś może nas łączyć. To nie były pierwsze tego rodzaju podchody. Chyba nie skłamię, jeżeli powiem, że to trwa już, tak z grubsza, dwa miesiące. Dwa miesiące za mną łazi! Marudzi i marudzi, a ja już dosłownie nie mogę tego słuchać. Nie uwierzycie, co mi się zdarzyło…
Raz nawet zapłacił szkolnej gazetce, żeby wydrukowali plakaty z jego zdjęciem i napisem: Julka, kocham Cię. Wróć do mnie! Marcin.” Obwiesili całą szkołę. Mówię wam, wtedy spaliłam się ze wstydu. Poszłam do niego i zrobiłam mu awanturę. Na szczęście posłuchał mnie i już po trzech dniach nie było po plakatach ani śladu. Po tygodniu plotki ucichły. Całe szczęście, że jeszcze nie wpadł mu do głowy pomysł, żeby szwendać się pod moim domem.
Dzisiaj uratował mnie dzwonek.

Dodaj komentarz