Maryland sobota 27-08-2022

Dziś był ten dzień, w którym zaczął się festiwal. Wstaliśmy o ósmej, żeby o dziewiątej wyjechać. Cała impreza rozpoczynała się dopiero o dziesiątej, jednak znajomi Luke’a uprzedzili nas, że warto pojechać szybciej, by ominąć godzinne korki, które z czasem zaczęłyby się tworzyć. Pomimo delikatnego spóźnienia (wyruszyliśmy spod hotelu o 9:20) udało nam się dotrzeć na miejsce bez żadnych problemów i po piętnastominutowym czekaniu, ruszyła kolejka do sprawdzania biletów. Na wejściu przywitał wszystkich sam król i to właśnie on oficjalnie otworzył całe wydarzenie.

Tak wyglądała brama wejściowa:
Dookoła było pełno ludzi poprzebieranych w najróżniejsze kostiumy renesansowe, ale i nie tylko. Znaleźli się też czarodzieje, wróżki, demony czy elfy. Czułam się bardziej jak w filmie fantasy, niż europejskiej wiosce :). Ale to nic złego, niektórzy mieli naprawdę ślicznie dopracowane stroje i super było zobaczyć to wszystko na żywo. Cała wioska składa się z najróżniejszych sklepików, scen, punktów z jedzeniem i stoisk z grami. Poniżej przesyłam parę zdjęć, ale ani trochę nie oddają tego jak magicznie to wszystko wygląda w rzeczywistości.


Po wejściu pierwsze co zrobiliśmy to zajęliśmy stolik do siedzenia, bo podobno potem ciężko było cokolwiek złapać. Kupiliśmy parę przekąsek i ustaliliśmy co chcemy najpierw zobaczyć. Wybrane zostało przedstawienie o kieszonkowcu, więc gdy zbliżała się godzina rozpoczęcia, wybraliśmy się w miejsce, w którym miało się to odbyć (stolik został końcowo porzucony). Tak wyglądała scena, na której występował:
Był naprawdę super :), chociaż non-stop się bałam, że weźmie mnie na scenę (bo brał ludzi z publiczności). Jaśiek mnie potem drażnił, że na kolejnym przedstawieniu będzie specjalnie na mnie wskazywał (nie robił tego :)).
Naszym kolejnym celem do zobaczenia była walka konna na kopie (tutaj mówi się na to „joust”), ale do niej mieliśmy jeszcze trzy godziny czasu. Spędziliśmy go więc na oglądaniu prezentacji zbroi, łażeniu po sklepikach i zwiedzaniu wioski. Słońce było również i dzisiaj nie do zniesienia, momentami myślałam, że nie dotrwam do końca, ale wystarczyło poruszać się w cieniu, by zachować choć trochę energii. Na pokazie walki na kopie mi i Jaśkowi udało się znaleźć miejsce w cieniu, co było ogromnie dużym plusem, bo można było skupić się na pokazie, a nie na tym jak bardzo nie można wytrzymać w tym upale. Ciągle nie wiem czemu reszta grupy postanowiła zostać na słońcu. Tutaj wygląd areny (filmiki pokażę osobiście, bo tu przesyłają mi się w kiepskiej jakości 🙁 ):
Byliśmy też w muzeum historii nienaturalnej:


Widziałam również Spider-mana 🙂 (100% prawdziwy, zrobił nawet swoją popisową sztuczkę):

Odwiedziliśmy również labirynt, a na sam koniec poszliśmy na jeszcze jedno przedstawienie, jednak w porównaniu do pierwszego, było bardzo słabe :(. Za to przynajmniej scena, na której się odbywało była naprawdę ładna.
Niedługo potem zwinęliśmy się na obiad, tym razem pizza, a potem już do hotelu na film :). Mam nadzieję, że jutro będzie równie ciekawie!