Dzisiaj dzień miastowy. Wyjazd z samego rana o 11’tej na Manhattan, po 1g20min jazdy parking za 50$ na 6-7godzin i łapiemy metro na sam koniec półwyspu, bo tam będzie Byk z wielkimi jajami. Wall Street ulica jak każda inna na Manhattanie pełna wysokich wieżowców tylko budynek giełdy nowojorskiej dziwnie odgrodzony od chodnika i nie ma dostępu.
Do jaj byka nie dostaliśmy się bo były dwie kolejki jedna długa żeby zrobić zdjęcie dla jaj i druga z drugiej strony równie długa żeby złapać byka za rogi. Ale popatrzeć warto, byk jest WIELKI.
Potem obejrzeliśmy bardzo ładny nieduży kościół (jak na Nowy Jork pewnie jeden z najstarszych budynków) i nieduży cmentarz, ciekawy bo nagrobki jak żydowskie macewy ale kościół chrześcijański. Tylko nie umiem rozpoznać wyznania.
Potem spacer na miejsce gdzie kiedyś stały Twin Towers. W miejscu 2’ch wież są teraz fantastyczne dwie dziury w ziemi zbudowane na zasadzie odwrotnej piramidy w dół ziemi i takiego wodospadu do środka ziemi. Robi wrażenie.
Zamiast dwóch wież postawiona jest jedna nowa, Luke pokazał nam jak stanąć aby wydawała się nieskończoną piramidą do nieba.
Na Agnieszce zrobiło to duże wrażenie co widać poniżej
Potem spacer do katedry św Patryka (upał cały czas, ale Manhattan przez wieżowce jest cały czas w cieniu i da się przeżyć) młodzież nic nie narzekała i spokojnie zwiedziliśmy katedrę, bo mieli obiecany jako następny punkt programy firmowy sklep Nintendo. Dziwne ale trzeba być tolerancyjnym takie czasy
Nie pamiętam już czy wcześniej czy teraz wzięliśmy metro aby przedostać się bliżej do Times Square. W tym mieście pod metro pogubiliśmy się zupełnie bo z Maćkiem wyjechałem z innej strony niż cała reszta ekipy. Jak zauważyłem że ich nie ma i nie wiem gdzie jestem (wiem tylko że pod ziemią z tłumem ludzi) to stanąłem z Maćkiem w miejscu i postanowiłem czekać na bieg wypadków. Wypadki potoczyły się prawidłowo bo drużyna pierścienia biegała po ulicach naokoło szukając nas aż w końcu wpadli na pomysł aby wysłać Luka na tą samę stację, ten sam peron żeby pojechał tą samą windą co my i tak nas znalazł. Od tego czasu nie rozdzielaliśmy się.
Times Square robi wrażenie, filmik poniżej. Próbują co chwila coś ci sprzedać i znaleźć najpierw przyjaciela, ale Luke nas uprzedził, abyśmy nikomu na nic nie odpowiadali w tym miejscu.
Po tym tłumie i hałasie znaleźliśmy mały park i kultowe przekąski z budek nowojorskich, pełno hot-dogo podobnych potraw za 5$ każda, chociaż cen nigdzie nie ma wywieszonych kązdy nowojorczyk wie ile co kosztuje w tych budkach. Ja spróbowałem corn-doga (takie pół parówki w cieście, koszmarek ale byliśmy już głodni)
Potem już tylko metro aby dojechać do parkingu, do samochodu i 1g20min do domu do Putnam Valley. To miasto nas tak wykończyło, że zerwaliśmy z tradycją piwo, basen, jacuzii i skończyliśmy piwo, netflix i Sandman,




