Julka

10 styczeń 2014

Nie uwierzycie na jaki pomysł wpadła nasza kochana pani dyrektor. To się po prostu nie mieści w głowie. Od paru dni widać było, że coś się święci, ale nie wyobrażałam, że to będzie coś takiego. Przeszło to największe oczekiwania. Trzy dni temu Baryła zebrała wszystkich na obowiązkowym apelu.
– Moi drodzy uczniowie, dziękuję wam. – Po usłyszeniu tego wstępu Monik, Stasiu i ja poczuliśmy, że szykuje się coś nieciekawego. – Dziękuję też Radzie Rodziców za to, co podarowała mi w podziękowaniu za pracę z wami, nieukami. Przedstawiam wam moi drodzy, kochani uczniowie…
Wskazała na ogromny kształt stojący przy drzwiach wejściowych, przykryty materiałem. Kiwnęła głową w stronę woźnego. Płachta opadła na podłogę, a naszym oczom ukazała się statua wolności z twarzą naszej „kochanej” pani dyrektor. Stała nad nami wielka galaretowata postać.
– Prawda, że to dzieło sztuki? – zapytała.
Na korytarzu zaległa cisza.
– Po co ja was pytam, nieuki jedne? Nie znacie się na prawdziwej sztuce! A teraz, karaluchy, do klas!
Przez resztę dnia wszyscy po cichu i po kątach wybuchali śmiechem na wspomnienie wielkiego, trzęsącego się pomnika.

Julka

3 styczeń 2014

Tak jak zwykle obudził mnie budzik. I tak jak zwykle walnęłam go, żeby się uciszył, co podziałało. Poleżałam jeszcze kilka minut. Potem ziewnęłam, przeciągnęłam się.
– Śniadanie! – mama krzyknęła.
Odpowiedziałam, ze zaraz będę. Ziewnęłam, wstałam i ubrałam się. Zeszłam na dół. Zjadłam płatki z mlekiem. Było późno. Ubrałam się błyskawicznie, zarzuciłam tornister. Pożegnałam się z mamą, która życzyła mi miłego dnia i w mroźny poranek wyruszyłam do szkoły.
Dotarłam minutę przed dzwonkiem. Oddałam kurtkę szatniarce właśnie w chwili, kiedy zadzwonił dzwonek. Po pierwszej lekcji wychodziłam z sali nie czując się ani odrobinę mądrzejsza. Była ze mną moja najlepsza przyjaciółka Monik. Nie zbyt bystra ani mądra, zupełnie przeciętna. Gadałyśmy o swoich sprawach. Aż tu nagle… Marcin Żwirek zastąpił nam drogę.
ciąg dalszy

Kot

Komedia w trzech aktach

Akcja dzieje się w XXI wieku na rynku.

OSOBY:
Prezenter- dziennikarz, ma na sobie czarny kapelusz z piór i czarną kamizelkę, gestykuluje.
Pan Roman- samotnik

PROLOG
Dawno, dawno temu żył sobie …oj, przepraszam! Ktoś mi źle napisał! A więc przepraszam Państwa za to nieporozumienie. No cóż. Zacznę w takim razie od nowa. Nie tak dawno temu żyje sobie do dziś wdowiec i samotnik, pan Roman, którego historia zostanie przedstawiona na tej scenie. Serdecznie zapraszam na to widowisko ( Prezenter nisko się kłania i znika ze sceny, kurtyna jest jeszcze opuszczona, chowa się za nią).

 Ciąg dalszy

Ławeczka

wrzesień 2012

P – Pan z laseczką
Z – Pan z brodą

P – Dzień dobry.
Z – Dzień dobry.
P– Chciałbym zauważyć, że ładnego ma pan kocura
Z – Ano, ładnego.
P– Dużo je?
Z – Wie pan, nawet nie wiem.
P – Jak to?
Z – A, tak to.
P – Dobrze się pan czuje?
Z – Dla kogo dobrze, dla tego dobrze. Dla kogo źle, dla tego źle.
P – No dobrze, ale ja nadal nie wiem, czy dobrze się pan czuje.
Z – I tak i siak.
P – Długo już pan tak siedzi na tej ławce?
Z – A co, nie mogę?
P – Tak się po prostu pytam, szanownego pana. Z grzeczności.
Z – To jest ławka publiczna, proszę pana. Tu można siedzieć, ile dusza zapragnie.
P – Ano, prawda. Ładny widok.
Z – No ładny. Jakby nie był ładny, to po co tutaj ta ławka?
P – Też słusznie pan prawi.
Z – Wiem, że słusznie.
P – To ja się będę zbierał.
Z – A idź sobie z Bogiem.
P – Tak miło mi się gadało z panem, że chciałbym zapytać, jeśli mogę …
Z – Może pan. Wal pan od razu, o co chodzi.
P – Czy szanowny obywatel będzie tu też jutro?
Z – Będę to tu, to tam.
P – Dziękuje za odpowiedź. A teraz przepraszam, ale muszę już opuścić pana zacne towarzystwo.
Z – Nie przepraszaj pan.

Mafia

Tragikomedia w trzech aktach

OSOBY:

Konrad- ojciec mafii, czyli mafioso

Filip- syn mafiosa

Sotto- posłaniec mafii

Otton- jego brat, również posłaniec mafii

Potto- Kabel, zwany też Szczurkiem

Marfin- płatny zleceniobiorca, opryszek na usługach mafii

Smark- wspólnik Marfina

Barbaron- komisarz

Radek i Władek- bracia, podwładni komisarza, trochę przygłupi

Ewka- narzeczona Filipa

Stanisław- sędzia przekupny

Balbina- matka Ewki

CZAS I MIEJSCE AKCJI:

Akcja rozgrywa się na wyspie Czarnej w XXI wieku.

ciąg dalszy

Strażnik (rozdział 2)

rozdz.2  Miasto Artystów

 Owon idąc przez port wyłożony białym marmurem, wdycha słone powietrze i rozkoszuje się pięknem wieczoru. Chłopak skręca w ciasną uliczkę. Widzi grupę małych chłopców trudniących się zapalaniem lamp ulicznych. Wąska uliczka rozszerza się. Powoli zapada zmrok. Im jest ciemniej, tym więcej mieszkańców wychodzi na ulice. Owon postanawia iść za ludźmi, ciekawy dokąd zdążają. Idąc za tłumem wkrótce dociera na spory plac usytuowany między domami. Na środku placu ustawiono drewnianą scenę. Widownia otacza scenę, a pstrokato odziani ludzie ze spiczastymi czapkami pilnują porządku. Owon z kotem przeciskają się w tłumie, poszukując najlepszego miejsca z widokiem na scenę. W końcu chłopak zatrzymuje się. Niedługo potem, jak na złość staje przed nim jakiś gruby człowiek, który zasłania mu scenę. Niestety tłum w tym miejscu jest tak gęsty, że nie sposób się przemieścić, żeby zająć dogodniejszą pozycję.

– Proszę pana, czy mógłby się pan przesunąć? – pyta Owon mężczyznę, stojącego przed sobą.

– Ale po co mam się przesuwać, skoro tu tak dobrze widzę? – odpowiada grubas.

– Czy pan nie rozumie, że też chciałbym coś widzieć?

– Mówi się trudno. Nic na to nie poradzę.

– Proszę pana … – zaczyna Owon, ale natychmiast przerywa, gdy słyszy pojedyncze uderzenia bębnów.

Kiedy milkną ze sceny rozlega się głos:

– Proszę państwa, chciałbym wszystkich zaprosić na przedstawienie pełne muzyki i uczuć. Powitajcie gorąco aktorów. Życzę wam przyjemnych przeżyć i wspaniałej zabawy.

Zalega cisza wzbudzająca napięcie wśród widzów. Rośnie apetyt na doznania. W końcu słychać rytmiczne uderzenia bębnów. Przedstawienie odbywa się bez słów. Owon nie widzi gestykulujących aktorów i gry świateł. Dociera do niego tylko muzyka. Biedny chłopak nudzi się za plecami grubego człowieka. Gdy przedstawienie dobiega końca, zabiera kota i czym prędzej ucieka spod sceny. Nie opuszcza jednak placu. Chce zapoznać się z innymi atrakcjami, ale tym razem trzyma się z daleka. Obserwuje znakomitych muzyków. Są weseli, życzliwi, widać, że cieszą się życiem. Patrząc na nich wpada mu do głowy pomysł. Wycofuje się z placu na uliczkę w poszukiwaniu gospody. Długo błądzi w ciemnych zaułkach Eloronu. Wreszcie, na uliczce oświetlonej nielicznymi, naftowymi latarniami, natyka się na gospodę. Nad drzwiami wejściowymi wisi szyld z nazwą „Pod uśmiechem”, ozdobiony rysunkiem uśmiechniętej karykaturalnej twarzy. Owon wchodzi do gospody, co sygnalizuje dzwonek nad drzwiami. Kot podąża za nim. Wewnątrz słychać gwar rozmów, nikt nie zwraca uwagi na przybysza. Owon stojąc przy drzwiach, intensywnie się poci, bijąc się z myślami. W końcu niepewnie wyciąga drewniany instrument i zaczyna grać. Stopniowo milką wszelkie rozmowy. Bywalcy gospody odwracają się zaciekawieni rozbrzmiewającymi dźwiękami. Owon zaczyna mruczeć pod nosem melodię. Kończy występ ukłonem. Natychmiast rozbrzmiewają gromkie brawa zadowolenia. Kot miauczy radośnie tak, jakby chciał pogratulować swojemu przyjacielowi. Owon ponownie kłania się swojej publiczności. Ktoś z tłumu wstaje i rzuca mu pod nogi garstkę monet. Za jego przykładem idą inni. Owon zbiera pieniądze i chowa do kieszeni. Chwilę potem przy wtórze oklasków wraz ze swoim przyjacielem kotem opuszcza gospodę „Pod uśmiechem”. Chłopak dumny ze swojego wyczynu oddala się od gospody.

– Udało się kocie! – woła radośnie – Czuję, że mam do tego dryg. Skoro tutaj w tym mieście artystów się udało, to wszędzie się uda.

Czworonożny przyjaciel miauknął niepewnie.

– Nie wierzysz we mnie? – oburza się Owon i patrzy na zwierzę czekając na odpowiedź.

Tym razem kot milczy nie zwracając na chłopaka uwagi. Przez jakiś czas błąkają się po nieznanych sobie uliczkach. Na jednej z bocznych ulic miasta znajdują noclegownię. Wchodzą do dużego drewnianego domu. W środku roznosi się nieprzyjemny zapach potu i niemytego ciała. W dużej izbie wszyscy już śpią. Padający ze zmęczenia Owon poszukuje wolnej pryczy. Znajduje miejsce do spania, pada na nie, a kot zwija się w kłębek koło jego posłania.

Strażnik

rozdz.1. Spółka i Długie Wąsy

 Po kilku dniach wyczerpującej żeglugi statek kupiecki kompanii Spółka i Długie Wąsy dociera do portu w mieście Eloron. Chłopiec, który opiera się o burtę nie może wyjść z podziwu nad pięknem tej portowej miejscowości. W blasku słońca wydaje się, że miasto żarzy się na wszystkie strony świata, jak wielka, morska latarnia.

– Hej, synu! – krzyczy Dlugowąsy – Nie przywiozłem cię tutaj za darmo. Gdzie mój wyszorowany pokład, Owon?

Masywny mężczyzna z wydatnym brzuszkiem stojący obok chłopaka, wdycha z rozkoszą słone powietrze.

– Dałbyś spokój – mówi Owon – Odkąd mnie zabrałeś, haruję jak wół. A poza tym dopływamy już.

Długowąsy czochra przyjacielskim gestem chłopakowi czuprynę, a jednocześnie wykrzykuje rozkaz:

– Hej chłopcy, cumować łajbę!

Po kilku minutach okręt stoi dumnie i w zachodzącym słońcu wygląda majestatycznie. Trap zostaje spuszczony. Owon wlecze się smętnie w jego kierunku, bo przez tych kilka tygodni zdążył zaprzyjaźnić się z Długowąsym i całą jego załogą. Po raz pierwszy czuł się, jak w kochającej i wspierającej się rodzinie. Jeden krok dzieli go od opuszczenia domu, którym dla niego stał się statek kompanii Spółka i Długie Wąsy, gdy dobiega go zza pleców głos:

– Poczekaj, chłopcze!

Owon obraca się i widzi biegnącą mu na pożegnanie załogę. Ściskają go serdecznie, mówią, że będzie im go brakowało.

– Dobra, koniec już tych uścisków! – zarządza Długowąsy.

Załoga natychmiast opanowuje się, ocierają łzy wzruszenia tak, żeby kapitan tego nie zobaczył.

– Chłopcze – zwraca się do Owona oficjalnym tonem kapitan – Na pamiątkę, żebyś o nas pamiętał, wręczamy ci ten oto przedmiot.

Długowąsy mówiąc to wyciąga rękę do tej pory schowaną za plecami. Trzyma w niej starą drewnianą harfę. Z uśmiechem wręcza ją chłopakowi.

– Pomyśleliśmy, że skoro dotarłeś do miasta sztuki, może ci się ona przydać.

– Dziękuję, kapitanie – mówi Owon i skłania się z szacunkiem.

– Niech pomyślne wiatry będą z tobą – dodaje Długowąs, żegnając się po marynarsku.

Owon zwleka z zejściem na ląd, gdy nagle jego słuch z portowej krzątaniny wyłapuje ciche stąpnięcia po trapie. Chwilę potem za swoimi plecami słyszy rozpaczliwe miauknięcie. Chłopak odwraca się i widzi szarego kota. Nikt z załogi nie wiedział kiedy i jak zwierzak znalazł się na statku. Owon polubił go, chociaż wyglądał dziwacznie. Prawą stronę pyszczka ma zniekształconą przez długą bliznę i brak jednego oka. Kot patrzy na chłopaka turkusowym okiem i miauczy prosząco. Owon przez chwilę bije się z myślami. Widząc to Długowąs wykrzykuje:

– Zabieraj stąd tego kota, bo nie wytrzymam tego miauczenia! Ulituj się nade mną, człowieku!

Owon wzrusza ramionami, a kot uznaje to za przyzwolenie i podąża za nim na ląd. Młodzieniec nie oglądając się na statek kompanii Spółka i Długie Wąsy rusza przed siebie.